Policjanci wyjaśniają dokładne okoliczności groźnego wypadku, do którego doszło w piątkową noc na ul. Osmolickiej w Lublinie. Tam peugeot uderzył w drzewo, po czym stanął w ogniu. Kierowca z pasażerem zdołali opuścić pojazd o własnych siłach. Drugiego, nieprzytomnego pasażera strażacy musieli wydostać za pomocą urządzeń hydraulicznych.
Uderzyli samochodem w drzewo. Po chwili peugeot zapalił się
Do zdarzenia doszło w piątek (16.02) około godz. 21:20 na ul. Osmolickiej w Lublinie. Tam samochód osobowy uderzył w drzewo, po czym stanął w ogniu. Na miejscu interweniowały dwa zastępy straży pożarnej, policja i zespoły ratownictwa medycznego.
Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że kierujący samochodem marki Peugeot 36-letek z Lublina, poruszał się od Bychawy w kierunku Lublina. Po wyjechaniu z łuku drogi stracił panowanie nad pojazdem, auto obróciło się, zjechało na pobocze i tyłem uderzyło w drzewo. W wyniku uderzenia doszło do zapalenia się pojazdu.
Jeszcze przed przyjazdem służb ratunkowym kierowca i 38-letni pasażer siedzący obok o własnych siłach opuścili palący się samochód. W środku został zakleszczony 44-letni pasażer siedzący za kierowcą. Mężczyzna był nieprzytomny. Strażacy przy użyciu narzędzi hydraulicznych wydobyli mężczyznę i przekazali ratownikom medycznym.
Pasażer w ciężkim stanie
36-letni kierowca z oparzeniami ciała został przetransportowany do szpitala w Łęcznej. Natomiast pasażerowie z licznymi obrażeniami, w tym złamaniami, trafili do szpitali w Lublinie.
Jak nas poinformował nadkom. Andrzej Fijołek, rzecznik prasowy Komendanta Wojewódzkiego Policji w Lublinie, 44-latek jest w ciężkim stanie, zagrażającym jego życiu.
AKTUALIZACJA: Tragiczny finał wypadku na ul. Osmolickiej. Lekarzom nie udało się uratować życia 44-letniego pasażera
Przeprowadzone przez policjantów badanie na zawartość alkoholu w organizmie wskazało, iż kierowca miał promil alkoholu w organizmie. Od niego też została pobrana krew do dalszych badań.
Teraz policjanci wyjaśniają dokładne okoliczności tego zdarzenia.
ZDJĘCIA
Pasażer siedzący z tyłu niestety ale zmarł