Zatrucie pokarmowe po wizycie w popularnym kebabie w Lublinie. Ból brzucha, biegunka, wymioty i gorączka. Są wyniki kontroli

Zatrucie pokarmowe - biegunka
Zatrucie pokarmowe - biegunka | fot. Adobe Stock

Każdy chciałby z wizyty w restauracji wynieść wyłącznie dobre wrażenia. Zdarza się jednak czasem, że w bonusie dostajemy niestrawność czy ból brzucha. Klienci po wizycie w jednym z lokali z kebabem w Lublinie wykazują objawy zatrucia pokarmowego. Sprawę bada sanepid.

Zatrucie pokarmowe po wizycie w kebabie

Standardy higieniczne w lokalach gastronomicznych są coraz wyższe, dlatego o zatruciach po wizycie w restauracji słyszy się coraz rzadziej. Nie oznacza to jednak, że takie przypadki nie zdarzają się wcale, o czym dobitnie przekonał się Wiktor, który zjadł w weekend przed majówką kebaba z lokalu Piri-Piri Kebab przy ul. Wojciechowskiej w Lublinie i podzielił się swoją historią.

„Dzień 29 kwietnia lecę sobie na sesje, bo jestem w trakcje kończenia pleców. Około godziny 12 napisała do mnie dziewczyna, że może przyjechać coś mi kupić do jedzenia. Po krótkich namysłach poprosiłem ją, żeby zamówiła mi kebaba z PIRI PIRI małego z wołowiną z sosem mieszanym. Przyjechała po 13, zrobiliśmy przerwę i zjadłem. Czułem, że kebab dziwnie pachnie, ale w smaku był normalny. Normalnie wróciłem do domu, potem mieliśmy grilla rodzinnego i dzień się kończył. W niedziele od rana biegunka, typowy wodospad i lekki ból brzucha. Zaznaczę, że po grillu nie było żadnej osoby, która się źle poczuła tylko ja. Po południu brzuch zacząć mega bolec i z godziny na godziny było coraz gorzej. Od niedzieli do czwartku leżałem w łóżku z mega bólem brzucha, gorączką, podniesionym na początku ciśnieniem potem niedociśnieniem i cały czas z tętnem 110 przy leżeniu w łóżku, gdzie normalne tętno to 65-75. Przez ten okres czułem się jak śmieć. Nic nie jadłem przez ten okres, bo nie przechodziło mi przez gardło, leki nie pomagały, a to, co wypiłem, po 10 minutach było w toalecie. Dziennie załatwiałem się po 50 razy, ogólnie był to koszmar. Z życia jestem osobą twardą, która ma duży próg bólu, ale to serio było męczące i wykańczające. Zrobiłem bodajże we wtorek test na kał utajony, czyli test na sprawdzenie, czy są jakieś choroby jelitowe, niestety wyszedł mi pozytywny. Byłem też tego dnia u lekarza. Powiedział, że to prawdopodobnie zapalenie jelita. Na dzień dzisiejszy już ponad tydzień po jedzeniu tego g*wna czuje się w miarę okey i wracam do sił. Dodam, że schudłem 5 kg w czasie 4 dni, gdy w czwartek wstałem na nogi, nie miałem sił umyć się pod prysznicem. W piątek zostały mi zrobione wymazy z sanepidu przez sobotę i niedziele. Dziś je oddałem i czekam na wyniki, ale jestem pewny, że mam salmonellę, bo inni co jedli to samo mięso też mają. Wierze w karmę i wiem, że dopadnie ich to, co przeżywali ludzie i ja. Dodam, że kontaktowałem się z właścicielem PIRI PIRI i w bardzo nieuprzejmy i arogancki sposób dyskutował ze mną, że to jelitówką i że przesadzam” – opisuje Wiktor.

Z podobnymi historiami zwrócili również się do naszej redakcji inni klienci tego lokalu w trakcie majówki. Niektóre sytuacje miały również miejsce kilka tygodni wcześniej. Każda z tych osób borykała się z silnym zatruciem pokarmowym.

„Mój mąż wraz z 4-letnią córką próbowali dania z mięsem z piri piri w czwartek 27.04. Próbowali, to jest dobrze powiedziane, bo córka zjadła 1 widelec mięsa a mój mąż dosłownie kawałek. W sobotę o godzinie 4 rano nasza córka oraz sąsiedzi dostali biegunki wraz z wymiotami. W sobotę ze względu na nie ustająca biegunkę oraz wymioty pojechaliśmy do lekarza prywatnego, który przypisał leki. Niestety żadne leki nie działały a biegunka i wymioty nadal się utrzymywały. Do tego doszła temperatura 39 st. co kilka godziny potworny ból brzucha, głowy oraz nóg. W niedzielę takie same objawy miał mój mąż. W poniedziałek rano wylądowaliśmy na sorze. Natychmiast podano kroplówkę. Wyniki badań dziecka były bardzo złe. Miała zakażenie całego organizmu. Bezzwłocznie zostaliśmy przyjęci na oddział. Zostały pobrane kolejne fiolki krwi do badania oraz podano bardzo silny antybiotyk. W pierwszych kilku godzinach dostała 6 kroplówek w tym antybiotyk, przeciwbólową, nawadniające i elektrolity. Po 4 dniach otrzymaliśmy wyniki badań, które wskazały, że jest to salmonella. Dziecko zostało wypuszczane do domu z kontynuacją antybiotyku doustnego. Za tydzień robimy jej kolejne badania na obecność bakterii. Nie może wrócić do przedszkola, jeśli wyniki będą pozytywne, a wiemy, że potrafi się to ciągnąć miesiącami. Oboje pracujemy. Mamy bardzo duży problem, aby pogodzić w tym momencie opiekę nad dzieckiem z pracą. Ciężko też jest znaleźć osobę, która podejmie się opieki nad dzieckiem zarażonej salmonella. Zanim córką stanie na nogi po tak dużym osłabieniu minie kilka tygodni a może nawet miesięcy” – opisuje Bogumiła.

„Ja, moja córka i moja siostra jesteśmy zakażone bakteria. We trzy jadłyśmy piri pizze z mięsem mieszanym. Moja 8-letnia córka od niedzieli rano zaczęła wymiotować. Wymiotowała do niedzieli w nocy. Nad ranem pojawiła się ostra biegunka. W moim przypadku i siostry była tylko biegunka ból brzucha i głowy. We wtorek córka była w takim stanie, że zabraliśmy ją na sor. Była skrajnie odwodniona i miała wysoką temperaturę. Miała podawane 4 kroplówki. Siostra w środę rano zgłosiła się na szpital na izbę przyjęć z ostrym bólem brzucha i ogólnym osłabieniem. Również była nawaniana i podali jej jakieś leki. Sanepid pobrał od nas próbki, mamy pozytywne wyniki na obecność salmonelli. Decyzją sanepidu nie jestem zdolna do pracy do odwołania” – opisuje Joanna.

„Po wielu pozytywnych i jak widać rozdmuchanych opiniach na temat piri piri stwierdziliśmy z mężem, że i my spróbujemy. Dodam, że jestem w ciąży i zwyczajnie chciałam zjeść coś typu fast food, ale dobre jakościowo. Mąż jadł wołowinę z baraniną a ja małego kurczaka. Równo po dobie u męża zaczęły się dreszcze, gorączka i uczucie mdłości. Cały następny dzień przeleżał, pocił się, gorączka była nadal, do tego doszła biegunka (takiej w całym swoim życiu nie miał). Kolejnego dnia miał już siłę wstać z łóżka, ale wyjście na dwór kończyło się zawrotami głowy. Cały czas była okropna biegunka, która się utrzymywała grubo ponad tydzień. W pewnym momencie już miałam wieźć go do szpitala, bo było nie ciekawie. Kebaba jedliśmy w czwartek. U męża się zaczęło w piątek. U mnie było nieco lepiej, bo nie miałam gorączki. We wtorek dopadły mnie okropne mdłości, ale myślałam, że to przez ciążę. Środa sytuacja ta sama, z tym że doszła biegunka. W międzyczasie zaraził się tą bakterią też nasz niespełna 3-letni syn. U niego była gorączka i biegunka. Nadal z biegunką u mnie, ale już lepszym samopoczuciem pojechaliśmy na święta wielkanocne do męża rodziny. Mąż się już czuł dobrze. Po ponad tygodniu u mnie był jeszcze brak apetytu i trochę biegunki. Pomimo higieny (mycie toalety po każdym użyciu) teściowe i dziadek męża się zarazili, z tym że u nich już było nieco łagodniej. W poniedziałek mieliśmy spotkanie z moją rodziną. Od początku zatrucia męża minęło już grubo ponad tydzień, u mnie równo tydzień i pomimo tego moją rodzinę też zaraziliśmy. Nie była to na pewno zwykła jelitówka, którą mieliśmy już nie raz. Moim zdaniem jakaś bakteria typu koli. Badań nie robiliśmy. Później się dowiedzieliśmy, że nasz kolega miał identyczna sytuacje z piri piri co mój mąż” – opisuje Sylwia.

„W czwartek koło godziny 14 znajomy zamówił 3 kebaby dla 3 osób z dowozem (znajomi nie mieli żadnych objawów). U mnie pierwsze objawy wystąpiły kolejnego dnia koło godziny 10, miałem dreszcze, bóle brzucha i uczucie chłodu. Wytrzymałem tak kolejne 2h. Koło 12 byłem zmuszony zwolnić się z pracy. W domu sprawdziłem temperaturę, miałem coś około 38.5. Każda kolejna godzina była gorsza, bóle brzucha nasilały się, gorączka podskoczyła do 39.5 i nie spadała mimo stosowania leków. Wieczorem zaczęło się też częste „latanie na kibel”. W sobotę było to już lekko ponad 20x na dobę, plus niespadająca gorączka 39.5… takie objawy miałem do godzin wieczornych w niedzielę. W poniedziałek obudziłem się już bez gorączki, a ostre bóle brzucha i problemy z „lataniem na kibel” trwały co najmniej do czwartku. W sobotę rozważałem już wycieczkę na SOR, wybrałem jednak wizytę prywatnie w Luxmed. Lekarz już wtedy miał podejrzenie, że to nie jest zwykła jelitówka. Jednak z powodu długiego weekendu nie mogli mi wykonać bardziej konkretnych badan na miejscu… A ja nie chciałem spędzić całego weekendu majowego w szpitalu. Czy na 100% powodem była salmonella, będę wiedział na dniach, obecnie czekam na wyniki potwierdzające” – opisuje Maciej.

„Byliśmy z narzeczoną na weekendzie w Lublinie. Oczywiście jak już tam byliśmy, to stwierdziliśmy, że musimy spróbować kebaba. Jedliśmy w sobotę (29.04) do południa. Zamówiliśmy jedną bułkę dużą mięso mieszane, sosy mieszane i drugą bułkę Mr Kryhy. Nie ukrywam, bo nam smakowało. Jakoś przed godziną 22 byłem na basenie i mówię, że zamówię sobie z dostawą do mieszkania, bo jutro i tak wracamy do domu, to już się więcej nie zje. Poinformowali mnie, że zostało samo mięso wołowo-baranie, zgodziłem się. I mi się zdaje, że to właśnie ten trefny był kebab, bo zjedliśmy go wspólnie, ale jak potem myślałem, to mięso było troszkę dziwne w smaku, ale zjedliśmy, było okej. W niedziele rano wróciliśmy do Kielc, przed wyjazdem wiadomo, że człowiek miał rewolucje w porannej toalecie, ale po kebabach czasami tak bywa. I najpierw moja narzeczona była osłabiona, głowa ją bolała, więc poszła spać. Ja dopiero wieczorem byłem osłabiony, miałem dreszcze, gorączkę. Myśleliśmy, że nas łapie jakieś przeziębienie, więc wzięliśmy leki i poszliśmy spać. W nocy wstałem, bo potrzebowałem skorzystać z toalety, podczas pobytu w toalecie prawie zemdlałem, bo organizm się odwodnił i już wtedy wiedzieliśmy, że coś jest nie tak. I od tamtej nocy ja miałem ciągle gorączkę, dreszcze, biegunkę i wymioty. Gorączka utrzymywała się do środy. We wtorek byłem u lekarza po zwolnienie, bo przecież do pracy nie było mowy, żeby iść. Na badania żadne nie skierował pod kątem salmonelli. I ogólnie praktycznie do piątkowego wieczoru cały czas była ostra biegunka. Skończyło się na tym, że wystawiłem tylko opinie na Google, bo stwierdziłem, że ludzie i tak zgłosili już do sanepidu” – opisuje Dominik.

„Zostałem poinformowany przez sanepid, iż jestem nosicielem salmonelli. Wraz z kolegami zamówiłem kebaba w piątek wieczorem 28.04.2023. Kebab od razu miał odmienny, dziwny smak – nie zjadłem go w całości. W nocy z soboty na niedzielę (29.04.2023-30.04.2023_ wystąpiła u mnie biegunka oraz gorączka, stan ten utrzymał się do wtorku 02.05.2023. W kolejnych dniach objawy zaczęły ustępować jednak w obawie, że mogła być to salmonella, zgłosiłem sprawę (zatrucia się kebabem) do sanepidu. Sanepid skontaktował się ze mną i wykonał badania w kierunku tej choroby i jak się okazało, moje podejrzenia były słuszne. W próbkach wykryto pałeczki salmonelli. U kolegów wystąpiły takie same objawy – tylko
u tych, którzy również jedli wtedy kebaba” – opisuje Przemysław.

Podobne opinie pojawiły się również w opiniach lokalu w Google oraz w komentarzach pod postami restauracji na Facebooku, lecz te po pewnej chwili zaczęły znikać. Ten temat również został poruszony na naszej grupie na Facebooku, na której jeden z klientów restauracji opisał swoją przygodę i szukał innych poszkodowanych klientów.

Co na to właściciel?

W środę (4.05) skontaktowaliśmy się z właścicielem Piri-Piri Kebab, czy do ich restauracji wpłynęły informacje o prawdopodobnym zatruciu pokarmowym po zjedzonym w ich lokalu posiłku.

„Tak, dostaliśmy takie informacje. Sami niezwłocznie zgłosiliśmy sprawę do sanepidu, czekamy na kontrole. Z tego, co wiemy, panuje wirus grupy jelitowej. W lokalu na świeżo codziennie nabijamy swoje mięso, są faktury, nagrania z kamer. Nie ma możliwości, żeby mięso było nieświeże. Na zmianie pracuje 23 pracowników, którzy również tego dnia jedli posiłki pracownicze. Nikt się źle nie czuje. Nam również zależy na wyjaśnieniu tej sytuacji” – czytamy w przesłanej do naszej redakcji odpowiedzi.

Tego samego dnia skierowaliśmy zapytanie do Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie, czy zgłosiły się do sanepidu osoby mające objawy zatrucia pokarmowego po zjedzeniu posiłku z lokalu Piri-Piri Kebab przy ul. Wojciechowskiej.

„Otrzymaliśmy jedno (stan na 3.05 – przyp. red.) zgłoszenie od konsumenta o wystąpieniu dolegliwości ze strony układu pokarmowego w następstwie spożycia w dniu 28 kwietnia posiłków zakupionych w lokalu Piri Piri przy ul. Wojciechowskiej w Lublinie. Niezwłocznie podjęte zostały czynności wyjaśniające. Trwa dochodzenie epidemiologiczne” – informuje Agnieszka Dados, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie.

Lokal Piri-Piri Kebab przy ul. Wojciechowskiej został zamknięty w czwartek (4.05). Na profilu restauracji pojawiła się krótka informacja, że przedłużają majówkę, a lokal w tym czasie przejdzie delikatne odświeżenie. Ponowne otwarcie zaplanowano na wtorek (9.05).

„Lokal zamknęliśmy od czwartku. Taka była decyzja, dopóki nie dostaniemy wyników. To nasza decyzja, nie sanepidu” – mówi właściciel Piri-Piri Kebab.

W piątek (5.05) sanepid przekazał, że w restauracji przeprowadzono kontrolę i nadal prowadzone są czynności wyjaśniające z przedsiębiorcą w związku z ustaleniami kontrolnymi. Natomiast w przypadku osób, które złożyły i składają interwencje, przeprowadzane są wywiady epidemiologiczne oraz pobierane wymazy do badań.

Salmonella w mięsie

Nie mamy jeszcze oficjalnego komentarza z wynikami kontroli sanepidu, lecz otrzymaliśmy oświadczenie właściciela lokalu Piri-Piri Kebab przy ul. Wojciechowskiej. Okazuje się, że w mięsie wykorzystywanym do przygotowywania posiłku znajdowały się bakterie salmonelli.

„Informujemy, że w naszym lokalu przy Wojciechowskiej 9A w Lublinie doszło do sytuacji wystąpienia bakterii salmonelli w jednym z surowców (mięso wołowe) oraz u jednego, pracownika, który miał bezpośrednią styczność ze skażonym surowcem. W porozumieniu z Sanepidem podjęliśmy niezbędne działania eliminujące wszelkie ryzyka z tym związane.

Jednocześnie informujemy, że wyeliminowaliśmy dotychczasowego dostawcę mięsa wołowego. Przeprowadzona została również dwukrotna profesjonalna dezynfekcja przez firmę zewnętrzną, co w naszym przekonaniu daje pewność, że podobne zdarzenie nie będzie miało miejsca.

W świetle zaistniałej sytuacji chcemy zapewnić odbiorców mięsa Piri-Piri oraz franczyzobiorców, że produkcja dostarczanego do Państwa mięsa odbywała się i odbywa poza siedzibą naszego lokalu, co eliminuje możliwość wystąpienia jego skażenia o podobnym charakterze.

Od 10 lat prowadzimy działalność gastronomiczną i takie zdarzenie miało miejsce jako po raz pierwszy i mamy nadzieję, że po raz ostatni.

Na koniec zapewniamy, że jesteśmy głęboko i osobiście poruszeni tym zdarzeniem, za co przepraszamy, szczególnie te osoby, których to zdarzenie bezpośrednio dotknęło” – czytamy.

Mamy również komentarz Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie.

Więcej: Kolejne osoby zgłaszają się do sanepidu po zatruciu pokarmowym w Piri Piri. WSSE mówi obecnie o 50 osobach

13 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Dodając komentarz akceptujesz regulamin zamieszczania komentarzy w serwisie. Grupa Spotted Sp. z o.o. z siedzibą w Lublinie jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.
  1. tez zamówiliśmy 28 kwietnia do pracy i wszyscy chorowali mniej lub bardziej – nigdy wiecej

  2. Ciekawe czy wszyscy youtuberzy (np. MrKryha) posiadają książeczki sanepidowskie? Właściciel tak chętnie ich wpuszcza do kuchni. Mam nadzieję, że sanepid to zweryfikuje.

  3. Tyle żywności zostaje skażona , tyle produktów wycofanych ze sklepów, a widzę , że nagonka na ten lokal gastro, jakby tylko u nich ten problem wystąpił i nigdzie wiecej . Niestety wszędzie można się zarazić, jest duże ryzyko(jajka, myte sałaty gotowe do spożycia , itd itp) . Wiadomo, masakra, zarazić się ta gówniana bakteria, ale nikt celowo tego nie zrobił

  4. Rozbawiona9 – za to celowo, jaśnie pan właściciel, przez długi czas ukrywał zgłaszane masowo przez ludzi problemy, przed opinią publiczną. Mało tego – zastraszał tych ludzi swoim „mecenasem”, za to że „oczerniają” wizerunek jego budy.
    Teraz sam sie grubo zesra za pozwy, które mu się posypią.
    Karma wraca.
    Cham i gbur.

  5. W końcu właściciel wywalił się na własne gówno.
    Pracowałam tam i wiem jak wygląda tam czystość, świeżość produktów.. Byli pracownicy milczą, bo są zastraszani prawnikami. Praca bez umowy 11zl/h. Brak używania rękawiczek i koleżanka ze świeżbem robiąca kebaby. Szkoda, że musiały ucierpieć niewinne osoby.
    Oby ten januszowy biznes w końcu upadł.

  6. Chalo… Tu kebab piri piri słucham… Kebaba dowozem poproszę jakiego , no tego z salmonella

  7. Nie jem mięsa. Ale jak bym jadł to teraz zamawialbym tylko z tego miejsca. Po takiej aferze będą na pewno sprawdzać wszystko 10x i produkty będą mieli lepsze niż w przypadku 90% kebabowni gdzie afery nie było 😀

  8. kraftowa sr*ka, taka sama jak te ich kraftowe filmy w socjalach

  9. Jak to wszystko potwierdzi państwowa kontrola to właściciele nie wyjdą do końca życia z więzienia a odszkodowania będą szły z milionach złotych.

  10. Raz na 10 lat dostawca przywiózł złe mięso – czyli z zewnątrz i już gównoburza. I tak dobrą mają średnią. Nic się nie stało takiego.