Pomóżmy Pani Beacie odzyskać zdrowie. Nowotwór odbiera jej wzrok

beata kupajczyk siepomaga
Zbiórka pieniędzy dla Beaty Kupajczyk | fot. siepomaga.pl

Kończy się czas zbiórki pieniędzy dla Pani Beaty Kupajczyk, której nowotwór odbiera wzrok. Jedynym sposobem uratowania wzroku jest kosztowna protonoterapia w Czechach.

Beata Kupajczyk ma 33-lata i pochodzi z Dęblina. Zmaga się z nowotworem nerwu wzrokowego, który odebrał jej 80% zdolności widzenia. W Polsce możliwa jest operacja, która usunie guz, ale odbierze też wzrok. Jedyną szansą Beaty na ocalenie go jest kosztowna protonoterapia w Czechach.

By Beata mogła skorzystać z kosztownej terapii potrzebna jest spora suma pieniędzy – ponad 200 tys. złotych. Na chwilę obecną udało już się uzbierać 90% potrzebnej kwoty, lecz nadal brakuje 20 tys. złotych do celu. Zbiórka kończy się w piątek 16 listopada o północy!

Pomóc możesz wpłacając pieniądze na stronie siepomaga.pl, gdzie jest prowadzona oficjalna zbiórka. Link do zbiórki – TUTAJ

Beacie można pomóc dokonując wpłaty na rachunek:

Odbiorca: Fundacja Siepomaga
Nr konta: 65 1060 0076 0000 3380 0013 1425
Tytułem: 12021 Beata Kupajczyk darowizna
IBAN: PL SWIFT: ALBPPLPW

Można też pomóc wysyłając SMS na numer 72365 o treści: S12021
(koszt 2,46 zł brutto, w tym VAT)

Historia Beaty Kupajczyk z Dęblina

„Jestem Beata. Mam 33 lata. Mam cudownego 10-letniego synka Cyprianka i kochającego męża Kamila, który mnie wspiera w trudnych momentach choroby, a jednocześnie służy dla kraju jako żołnierz. Byliśmy bardzo szczęśliwą rodziną, a wtedy przyszła choroba.

Rok temu w listopadzie doznałam porażenia nerwu twarzowego. Nagle, niespodziewanie twarz zaczęła mi się wykrzywiać, bardzo się bałam. Okazało się, że to po prostu wynik przewiania, dostałam leki, wszystko w ciągu najbliższych tygodni miało się unormować. Kamień spadł mi z serca, bo przez głowę przelatywało mi tysiące dramatycznych wizji, śmiertelne choroby. A przecież mam 10 letniego synka, którego muszę wychować i kochającego męża – nie mogłam ich opuścić! Zaczęłam leczenie, myślałam, że będzie lepiej. Byłam w strasznym błędzie.

Kilka dni później zaczęłam źle widzieć. – Kochanie, prawię nie widzę prawym okiem, coś się dzieje! – powiedziałam wystraszona do męża.

Niedługo potem moje oko „spuchło”, dostałam wytrzeszczu, nie mogłam go zamknąć. Bałam się, nie wiedziałam, co się dzieje. Jeszcze gorzej było, gdy okulista powiedział, że to nie jest problem dla niego. Że muszę jak najszybciej jechać do neurologa. Kilka dni później miałam rezonans, chociaż nie obyło się bez komplikacji. Ale nie chcę wracać do koszmaru, który przeżyłam na szpitalnych korytarzach, bez łóżka, sama, czekając, aż ktoś się mną zainteresuje.

W końcu doczekałam się badania, a jego wynik zmroził mi krew w żyłach – oponiak albo glejak, nowotwór, guz mózgu. Lekarze powiedzieli, że muszą jak najszybciej go wyciąć. 26 grudnia ubiegłego roku, w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia, stawiłam się w szpitalu na operację, drżąc ze strachu.

Po kilku godzinach oczekiwania przyszedł lekarz. Powiedział, że żadnej operacji nie będzie! Jeśli zaczęliby operować, straciłabym wzrok. Guz jest na prawym nerwie, jednak cały czas rośnie, niebezpiecznie zbliża się do skrzyżowania nerwowego. Obudziłabym się być może i bez guza, ale już nigdy nie zobaczyłabym moich bliskich, mojego synka, całego świata…

Zapytałam, co dalej. Co właściwie jest w mojej głowie. Po kolejnych badaniach lekarze są na 90% pewni, że to oponiak, a nie glejak, może nie dawać przerzutów. Jednak nadal nie wiedzą, jak mnie leczyć. Mój nowotwór jest niezwykle rzadki. Lekarz powiedział mi wprost, że jestem pierwszym takim przypadkiem w jego 40-letniej karierze. Nie wiedzą, co ze mną zrobić. Nie chcę stracić wzroku, ale w Polsce mam po prostu pogodzić się z tą myślą, że nowotwór w końcu „zje” mi nerwy, zabierze wzrok.

Zaczęliśmy szukać z mężem innego sposobu, innego ratunku. Mam dopiero 33 lata, chciałabym zobaczyć, jak mój syn idzie na studia, jak bierze ślub. W kraju wszędzie odmawiali mi pomocy, bo nie umieli uratować mi wzroku. Ale właśnie wtedy natknęłam się w internecie na historię dziewczyny, która leczyła się protonami w klinice w Czechach. Zebrałam wszystkie wyniki badań, wysłałam do Czech. Już pod dwóch dniach dostałam odpowiedź, bym jak najszybciej przyjechała.

10 lipca stawiłam się w Proton Therapy Center w Pradze. I wtedy okazało się, że mogą mi pomóc! Metoda stosowana w Czechach nie tylko ocali mój wzrok, ale też uwolni od guza! Specjaliści tak dobiorą ilość protonów i czas promieniowania guza, że zmniejszą go, zabiją komórki nowotworowe, oszczędzając nerwy wzrokowe. Po 5 tygodniowej terapii będę mogła zacząć nowe życie, a za 2,5 roku po guzie zostanie tylko ślad!

To moja jedyna, największa szansa, ale nie mam wiele czasu. Jeśli guz dojdzie do skrzyżowania nerwów, stracę wzrok w obu oczach, na zawsze. Protonoterapia to gigantyczny koszt, na który nas nie stać. Cały czas staramy się o dofinansowanie, choć części od NFZ, bo przecież nie potrafią mnie leczyć w kraju, a w Czechach dostałam szansę! Czy zostanie mi przyznane? Nie wiadomo, nie mogę też czekać, bo bomba w mojej głowie w każdej chwili może wybuchnąć. Dlatego dzisiaj proszę o pomoc.

Mój czas ucieka. Dziękuję za każdy dzień, w którym widzę, który dla mnie i mojej rodziny jest ogromnym darem. Kocham mojego męża, kocham mojego synka. Nie marzę o niczym innym, tylko o tym, by widzieć ich jak najdłużej. Wierzę, muszę wierzyć w to, że wygramy. Przy życiu trzyma mnie tylko miłość i nadzieja. Proszę, pomóżcie mi.”

Komentarze (1)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Dodając komentarz akceptujesz regulamin zamieszczania komentarzy w serwisie. Grupa Spotted Sp. z o.o. z siedzibą w Lublinie jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.
  1. Zachorowałam 4 lata temu na raka skóry, niektórzy lekarze twierdzę że mięśni z komórek Merkla bardzo wredny rak umiejscowił się na pośladku,wycięto guza i14 węzłów chłonnych ponieważ były przerzuty przeszłam radioterapie.z zachowania lekarza zorientowałam się że moje dni są policzone.Poradzono mi branie oleju CBD 5 % essenz .Od czterech lat biorę ten sam olej CD nie zmieniam ,przez pierwsze 2 lata 2 tabletki rano 2wieczorem,później tylko 2 tab rano i tak jest do dzisiaj ,czuje sie dobrze wyniki są dobre nie ma jak na razie przerzutów nie wiem czy tak działają te oleje konopne CBD czy bez nich było by tak samo ale wierzę że jednak coś w tym jest produkt ten znajdziecie na tej stronie, CBD z certyfikatami i najtańsza wysyłka sprawdziłam www.konopiafarmacja.pl lekarze uwazają że moja choroba może być skutkiem palenia papierosów Pozdrawiam