W piątek 8 grudnia o godz. 19.00 odbędzie się premiera. Dlaczego warto obejrzeć najnowszy spektakl Teatru im. Juliusza Osterwy w Lublinie? Zachwycające kostiumy, poruszająca muzyka, wysmakowana scenografia, wyjątkowa choreografia, to wszystko składa się na zrealizowany z nieprawdopodobnym rozmachem spektakl stawiający pytania o sens i aktualny wymiar duchowości oraz o to, co pozostało dziś z dawnego żydowskiego Lublina. Z dramatu An-skiego zaczerpnięte zostały fragmenty tekstu, który stał się pretekstem, łączącym dylematy współczesnego artysty z krajobrazem żydowskiego miasta i szerzej rozumianą kulturą chasydzką w tej części świata.
Rozmowa z Radkiem Stępniem, reżyserem „Między światami. Dybuk. Esej sceniczny”
Dybuk” większości z nas kojarzy się z przedwojennym filmem. To dobre skojarzenie także w odniesieniu do spektaklu?
– Ten film jest emblematycznym zabytkiem duchowości w filmie, dlatego jego fragmentu nie może zabraknąć. Treściowo jednak z naszym spektaklem nie ma nic wspólnego. Także sam tekst Ans-kiego jest tak naprawdę tylko pretekstem do zastanowienia się nad wymiarem duchowości w sztuce.
Jak zatem najlepiej scharakteryzować spektakl?
– To esej sceniczny na motywach „Dybuka” i historii żydowskiego oraz kultury chasydzkiej Lublina. To też esej o rozziewie, jaki dzieli nas od tej kultury. Cała kultura żydowska, a szczególnie mistycyzm żydowski, jest możliwy do poznania tylko za pomocą nauki kabały, czyli przekazu od rabina. Ten przekaz niemal zupełnie przestał istnieć na etapie II wojny światowej, a załamał się całkowicie w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Dlatego stawiamy pytanie — i o tym w zasadzie jest ten spektakl — na ile możemy w ogóle liczyć na tworzenie sztuki, która będzie wywoływała uczucia podobne do obcowania z czymś wyższym niż tylko z obrazem scenicznym. Drugie pytanie dotyczy tego, na ile możemy wystawiać rzeczy takie jak „Dybuk”, skoro wiele kontekstów dla współczesnego widza jest zupełnie nieczytelna. A skoro te konteksty są dla nas niedostępne, to warto zastanowić się co z takiego tekstu, jakim jest „Dybuk” dla Lublina, który w swoim czasie nazywany był chasydzką Jerozolimą, pozostaje.
Duchowość w sztuce jest dziś realna i możliwa?
– Wyzwanie, jakie stawia ambitny artysta samemu sobie, dotyczy wywołania efektu bliższego czemuś duchowemu niż czemuś zwykłemu, przeciętnemu i normalnemu, jakiego doświadczamy po obejrzeniu czegoś na ekranie telewizora. Ściśle sprzęgnięte są z tym wszystkie ideały Osterwy. Warto dodać, że An-ski pisał „Dybuka” w podobnym czasie, gdy Osterwa tworzył zręby swojej teorii skrzyżowania duchowości z teatrem. Jego hasło „Teatr Bóg stworzył dla tych, którym nie wystarcza kościół” otwiera więc nasz spektakl.
W „Między światami. Dybuk. Esej sceniczny” ważny jest też kontekst miasta.
– Nawet idąc z planem miasta, warto zastanowić się, na ile samo wspomnienie i sama świadomość tego, że te kamienie wcześniej oglądały coś innego, wystarczy, żeby dać się temu opętać, a na ile jest to coś nadmuchanego i sztucznego.
Przygotowaniom spektaklu towarzyszyły trzy spotkania z widzami Work Progress. Co wniosły?
– Ważne było słuchanie scenariusza i słuchanie reakcji widzów. Dzięki temu wiedziałem, który fragment zaskoczył, a co trzeba było przyciąć – mówi Radek Stępień, reżyser „Między światami. Dybuk. Esej sceniczny”. – Ważne też były rozmowy o Lublinie, przebywanie w Lublinie, wizyty Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” i wysłuchiwanie zebranych tam nagrań nieżyjących już mieszkańców miasta, pamiętających żydowski Lublin. A tego żydowskiego Lublina zupełnie już nie ma, ale co bardzo ciekawe być może jego mieszkańcy przewidzieli to, ale zostali zlekceważeni. Mam tu na myśli m.in. Widzącego z Lublina. Być może pomylili tylko wojny, bo zamiast Stalina i Hitlera, wskazali Napoleona i ówczesnego cara Rosji. W obu tych czasach ludziom towarzyszyło poczucie końca czasów. Towarzyszy nam ona także teraz: pandemia, wojny, głód… Dlatego myślę, że przyjrzenie się temu, jak oni myśleli o końcu czasów i jak na koniec czasów chcieli się przygotować, jest coś warte uwagi.
Wiedza o żydowskiej historii miasta jest dzisiejszym lublinianom potrzebna?
Wiele budynków wciąż tu krzyczy o swoim żydowskim pochodzeniu. I choć większości miejsc nie ma, to nie wierzę w możliwość tego, żeby być zupełnie obojętnym na tą historię. To jest tak głęboko wpisane w tkankę miasta. Jeśli Polacy i Żydzi żyli obok siebie, to w tych, którzy zostali, została cząstka tej relacji.
Dodaj swój komentarz