Alkohol, przemoc fizyczna i psychiczna oraz wykorzystywanie seksualne – tak wyglądało życie w domu dwunastoosobowej rodziny. Dzieci często jadły z psiej miski i szczekały jak pies.
Do scen niczym z horroru doszło w jednym z domów w Izdebkach (województwo podkarpackie). Zamieszkiwała w nim dwunastoosobowa rodzina. To, że w rodzinie źle się dzieje, wyszło na jaw po ucieczce z domu najstarszego dziecka, 12-letniego Daniela.
Do jego poszukiwań zaangażowano wojsko, ratowników GOPR, policję, drony termowizyjne i helikopter. Z informacji, które przekazali krewni dziecka, wynikało, że jest chory i może mieć problemy z komunikacją. Chłopiec został odnaleziony po dwóch dniach pięć kilometrów od domu.
W tym czasie policjanci zatrzymali Krzysztofa S. ojca dziesięciorga dzieci, który był podejrzany o seksualne wykorzystywanie jednego z dzieci. Wkrótce na jaw wyszły szokujące informacje dotyczące warunków, w jakich żył 12-letni Daniel i jego liczne rodzeństwo.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że policjantki zauważyły zakrwawioną bieliznę dziewczynki. – Wprost potwierdzić tego nie mogę, obowiązuje mnie tajemnica śledztwa – mówi Marcin Bobola z Prokuratury Rejonowej w Brzozowie.
Reporter „Uwagi!” TVN dotarł do sąsiadów rodziny oraz krewnej rodziny. – Daniel dawniej też znikał. Zresztą nie tylko on, jego rodzeństwo też. Jedna z jego sióstr była znaleziona rok temu kilka kilometrów stąd. Te dzieci nigdy słowa na ojca nie powiedziały. One się go bały – opowiedziała dziennikarzowi jedna z sąsiadek.
– Nie da się opisać słowami, co tam się działo. To było piekło. W tym domu jest dziesięcioro dzieci. Było też kilka poronień, co najmniej trzy. Przed ślubem były kolejne trzy, ale wywołane bez wiedzy lekarzy. My, jako rodzina gubiliśmy się, kiedy ona jest w ciąży, a kiedy nie. Były plotki, że pod płotem zakopali te dzieci z poronienia. To wszystko działo się za zamkniętymi drzwiami. Dla nich nie były ważne dzieci, ale pieniądze – powiedziała reporterowi krewna rodziny.
W jakich warunkach mieszkały dzieci? – Nieraz bywałam w ich domu. Mieszka tam moja chrześnica. W domu było dużo krzyku. Dzieci nieraz płakały. Ojciec pił. Dzieci często mówiły, że ojciec pije albo śpi. Wielokrotnie pytałam mojej chrześnicy, czy w domu wszystko w porządku? Nie chciała nic mówić – dodaje krewna.
Matka dziesięciorga dzieci ma 43 lata. Jest upośledzona w stopniu lekkim tak jak jej wszystkie dzieci. Według krewnej wynika, że nikt nigdy w domu nie pracował. Pieniądze pochodziły z pomocy, z narodzin kolejnego dziecka i renty. Łącznie mogło to być nawet 10 tys. zł. Większość pieniędzy miała iść na papierosy i alkohol. Dzieci miały dostawać „drobne” – z litości.
Dzieci miały być zaniedbywane i pozostawiane samym sobie. Rozmówczyni opisuje przypadek niemowlęcia, które spało we własnych wymiocinach, bo nikt go nie przebrał i nie posprzątał wózka. – W tym domu była pleśń, brud, dzieci spały w takich warunkach. Na łóżkach dzieci była ziemia, okruchy, ubrania. To nie są warunki nawet dla psa – dodaje kobieta.
– Te dzieci wychowywał pies. Jeżeli pies dostał jedzenie, to dzieci szły i jadły. Niektóre dzieci nie mówią, tylko szczekają. Szczekają, warczą, bo one przebywały z tym psem – dodaje. Według niej dzieci nie wiedziały nawet, że wafelek trzeba przed jedzeniem rozpakować. Zjadały go z opakowaniem, bo bały się, że ktoś im go odbierze.
Dzieci zostały odebrane rodzicom. 37-letni ojciec Krzysztof S. został aresztowany i usłyszał zarzuty dotyczące wykorzystywania seksualnego dzieci.
Źródło: Uwaga! TVN
Ważny temat? Prześlij newsa!
Czekamy na Wasze informacje, zdjęcia i filmy.
Bądź na bieżąco z Lublinem!
Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się w naszym mieście.
Najciekawsze wiadomości ze spottedlublin.pl znajdziesz w Google News!
Dodaj opinię